Postulat Franciszkanów

 

Franciszek i powołanie

 

Komu lepiej służyć? Panu czy słudze?

 

Franciszek dotarł aż do Spoleto i tam zachorował. Nadal jednak marzył o kontynuowaniu podróży i o tym, aby być sławnym rycerzem u boku hrabiego Gentile. Pewnej nocy pogrążony w półśnie, usłyszał głos pytający go: - Komu lepiej służyć? Panu czy słudze? Franciszek odpowiedział: - Panu. - Dlaczego więc dla sługi opuszczasz Pana? Zapytał więc: - Panie, co chcesz, abym uczynił?

W tym modlitewnym spotkaniu Boga z człowiekiem odnajdujemy całą dyspozycyjność św. Franciszka z Asyżu na Boże wezwanie. Nie jest to jednak moment decydujący o jego powołaniu, ale już tutaj rodzi się zalążek nadziei otwarcia się na wolę Boga. Jego serce poddaje się procesowi przemiany, który jest możliwy dzięki szeroko pojętej modlitwie. Wypełnia go radość z przebywania sam na sam z Bogiem. Nie pragnie już niczego innego, jak tylko dostosowania się do woli Bożej, która nakazuje mu wrócić do Asyżu, do domu rodzinnego.

Podobnie ma się rzecz z powołanym, którego Pan zaprasza do pójścia za Nim. Bóg wchodzi w historię życia powołanego, by w sposób delikatny przynaglać do opuszczenia swoich planów i recept na szczęśliwe życie. Pan szanując wolność człowieka w modlitewnym spotkaniu proponuje i zachęca do podjęcia ryzyka pozostawienia wszystkiego i poddania się Jego Ojcowskim dłoniom. W sercu powołanego, tak jak u Franciszka, rodzi się najpierw radość ze szczególnego wybrania, wewnętrzne rozpromienienie z przebywania z Bogiem i chęć radykalnego pójścia w nieznane. Dopiero na dalszym miejscu znajdują się niepewność i lęk w poddaniu się Bożemu głosowi oraz przeciwne racje, które mają za cel odwieść od słodkiego zaproszenia do naśladowania Chrystusa. Tak samo jak u Biedaczyny z Asyżu, Bóg nie oczekuje od powołanego nadzwyczajnych rzeczy. I jak Franciszka Pan nawołuje do powrotu do domu rodzinnego, zawrócenia z drogi doczesnych pragnień, podobnie powołanemu pomaga odnaleźć znaki świadczące o Bożym wezwaniu i rozwijaniu ich właśnie nie gdzie indziej jak w życiu codziennym, rodzinnym...

Franciszek odkąd spotkał Chrystusa wraca do Asyżu w pewien sposób przemieniony, staje się wrażliwszy na ludzką biedę i nędzę. Czy dzisiaj nie jest najbiedniejszym i najnędzniejszym ten, który odwrócił się świadomie od Boga lub nie zna Go wcale? Dlatego też jednym z objawów powołania do służby Bożej jest chęć stawania się jak najużyteczniejszym narzędziem w rękach Jezusa, po to, by zaszczepiać w innych ewangeliczną miłość względem Boga i ludzi; aby i inni mieli udział w Bożym życiu.

Gdy więc Franciszek (...) urządzał konne przejażdżki w pobliżu Asyżu spotkał jakiegoś trędowatego. Pomimo tego, że trędowaci zazwyczaj budzili wstręt w nim, to jednak zadając sobie gwałt zsiadł z konia i dał trędowatemu wsparcie, całując go w rękę. Otrzymawszy zaś od niego pocałunek pokoju wsiadł na konia i kontynuował swoją przejażdżkę. (...) Od tej pory zaczął coraz bardziej przezwyciężać siebie, aż dzięki łasce Bożej doszedł do doskonałego zwycięstwa nad sobą. (...) To, co było dla niego poprzednio przykre, a mianowicie widzenie i dotykanie trędowatych przemieniało się w słodycz.

Dla Franciszka decydującym doświadczeniem zwycięstwa nad sobą było spotkanie z trędowatym. Był to więc moment, w którym dał Jezusowi jednoznaczny dowód, że jest gotowy poznać Jego nieomylną wolę. Chrystus objawił mu się w końcu w najuboższym człowieku średniowiecznego społeczeństwa. Od tej właśnie chwili szedł na radosne spotkanie Go w "braciach chrześcijanach". Jakże bardzo lubił określać tym popularnym wyrażeniem zarażonych trądem - te żywe symbole cierpiącego Pana! To Chrystus wprowadził go między trędowatych, aby go nawrócić. Dlatego nikt jeszcze, kto przynajmniej raz rzeczywiście spotkał Jezusa na swojej drodze życia, nie odszedł od Niego nieprzemienionym.

Droga, jaką łaska dotarła do Franciszka w procesie jego nawrócenia, nie jest czymś wyjątkowym. Wyjście na spotkanie brata, a zwłaszcza brata najmniejszego, jest kroczeniem ku Bogu. Chrystus czeka na mnie i na ciebie w każdym człowieku, który nas potrzebuje.

Wyszedłszy któregoś dnia za miasto, aby wśród pól oddać się rozmyślaniu, przechodził koło kościółka św. Damiana, chylącego się z powodu starości ku ruinie i gdy pod wpływem Ducha Świętego wszedł do wnętrza, aby się pomodlić, upadł na twarz przed wizerunkiem Ukrzyżowanego i doznał w czasie modlitwy ogromnej pociechy ducha. Gdy oczyma napełnionymi łzami, wpatrywał się w Krzyż Pański, wyraźnie usłyszał dochodzący do niego z Krzyża głos mówiący trzykrotnie: "Franciszku, idź, napraw mój dom, który, jak widzisz, cały ulega zniszczeniu.

Zbawiciel rzeczywiście objawił się Franciszkowi w człowieku ubogim i cierpiącym. W ten sposób mógł odkryć Pana jako ubogiego i ukrzyżowanego modląc się przed krucyfiksem w kościele św. Damiana. Tu, mając przemienione serce, podjął ostateczną decyzję porzucenia wszystkiego i zdania się na Opatrzność Bożą. Jego droga powołania nie była pozbawiona trudności, dylematów, samotności, "wewnętrznej szamotaniny", cierpienia... Franciszek podjął ryzyko "rzucenia się w przepaść" bezinteresownej miłości Boga; miłości, która nie powstrzymała Boga Ojca przed ofiarowaniem Swojego Jednorodzonego Syna na okup za wielu (Mt 20,28).

Zatem i powołany na pierwszym miejscu doświadcza oblubieńczej i niezmierzonej miłości Boga, która przejawia się m.in. w fakcie otrzymania daru życia, rozumu i zdolności kochania. W tym odkrywaniu piękna stworzenia, szalonego zakochania się Boga w człowieku, w sercu powołanego rodzi się głęboka chęć wdzięczności za niczym niezasłużone dary i pragnienie kochania Stworzyciela tą samą miłością, jaką On, Wszechmogący Bóg obdarzył swoje stworzenie. I jak Franciszka Chrystus powołuje, mówiąc mu: "Idź, napraw mój Dom", tak i wybrany do służby Bożej w głębi serca słyszy subtelne zaproszenie: "Pójdź za mną".

Jako wzór ukochania Stworzyciela i drugiego człowieka oraz odpowiedzi na Boże powołanie staje przed nami ten "średniowieczny bohater wiary". Odkrył Boga jako wszelkie Dobro, gdyż zrozumiał, że człowiek odcięty od swego Stwórcy jest niezdolny do żadnego dobra, zdolny jest natomiast do wszelkiego zła. Jedynie otwarcie się na Zbawiciela, które dokonuje się zwłaszcza w przyjmowaniu Jego Najświętszego Ciała i Krwi oraz w słuchaniu słowa Bożego, otworzyło mu drogę do właściwego rozeznania powołania i dojrzałej odpowiedzi na to wezwanie; po prostu, otworzyło mu drogę do świętości.

Wychwalając Pana za Jego wielkie dary, prosząc Go pokornie, aby wyprawił robotników na żniwo swoje (Mt 9,38), módlmy się za św. Franciszkiem:
Wszechmogący, najświętszy, najwyższy i największy Boże,
wszelkie dobro, największe dobro, całe dobro,
który sam jesteś dobry,
Tobie pragniemy oddawać wszelką sławę,
wszelką chwałę, wszelką wdzięczność,
wszelką cześć, wszelkie błogosławieństwo i wszelkie dobra.
Niech się tak stanie. Niech się stanie. Amen.

brat Piotr M. Dąbek OFMConv

A może jednak zakon?


Kalendarz wydarzeń


Prośba o modlitwę - napisz

Twoje prośby lub podziękowania zostaną dołączone do Mszy św. składkowej za wstawiennictwem Matki Bożej Loretańskiej w najbliższą sobotę.